I tak. Cofam się. Czuję, że w miejscu, w którym byłam nie powinnam być, po drodze może źle skręciłam, może nie widzę, że idę tą bardziej dziurawą stroną ścieżki. Już bardziej "na zimno" oceniam sytuację, coraz lepiej poznaje samą siebie, szukam najlepszych rozwiązań. Pozbawiam się trochę naiwnych nadzieji na rzecz realnych pomysłów. I chcę skosztować czegoś nowego. Coś na co nie miałam dotychczas odwagi, okazji lub czasu. I cieknie mi już ślinka na myśl o tym nieznanym, choć nie wiem co to jeszcze jest.
Idzie zima, gdyby nie studia, spakowałabym się i wyjechała na południe. Matka Natura chyba miała kaca jak przydzielała mnie do tego kraju zimnego przez pół roku.
A póki co mam siniaki, zakwasy i odrapany łokieć po dwóch dniach rockowych koncertów (wrockowe konfrontacje). Spędzić Święto Niepodległości na koncercie Kultu to niepowtarzalne przeżycie - śpiewać "Polskę" pod flagą Polski...
Marzę o masażu !