Tyle dobrych rzeczy codziennie się wydarza, prawda? ;) Ostatnio zawiesiłam krzywo plakat starego Krakowa, jest piękny. Taki krzywy właśnie. I postawiłam znów choinkę na biurku, bo stała za karę na podłodze (zepsuła sobie lampki, trzeba wymienić). I dostałam prawie awans w pracy:) z umowy "śmieciowej" przeszłam na 1/2 etatu. Wydaje mi się też, że po ostatnich zawirowaniach w mej głowie jest już lepiej;) Zaczynam być bardziej otwarta i szczera tak wewnętrznie. Lepiej mi się medytuje. Od dziś mam tramwaj do pracy prawie spod drzwi, muszę tylko zlecieć z 4-ego piętra;) I ostatnio spotykam ludzi, których nie widziałam wieki;)
Wracałam dziś z pracy i pewien Pan uszczęśliwił mnie tą oto piosenką:
Pięknie ją zaśpiewał, aż szkoda, że tak mało miałam drobnych przy sobie. Lubię ulicznych grajków i śpiewaków;) Kolorują ulice i tunele muzyką.
Codziennie przed snem powinniśmy podziękować za to co nas dziś spotkało. Za uśmiech staruszki na przystanku, za wiejskie jajka od przyjaciela i za zdążenie na tramwaj. Dziękuję. Dobranoc;)
"Wystarczy, że raz ktoś scałuje Twoje łzy i wydaje się, że już nigdy do końca życia nie będzie się potrzebowało chusteczek" Bo ta piosenka to niespełniona obietnica.
To nie jest dobry dzień. Nie wszystkie są najlepsze.
"Wstanie z łóżka i zaśnięcie to dwie najtrudniejsze rzeczy w ciagu dnia dla mnie. Nie mogę wstać i nie mogę spać" - cytuje moją kochaną J., której jestem wdzięczna za to, że jest. ..."Potem pozwalam sobie na alkoholizacje i stoczenie, a potem zdam sesje, a potem to już jakoś będzie".
Mówię do ciebie tak cicho jakbym świecił I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi Stoi mi w oczach gwiazda twojej krwi Mówię tak cicho aż mój cień jest biały
Jestem chłodną wyspą dla twojego ciała które upada w noc gorącą kroplą Mówię do ciebie tak cicho jak przez sen płonie twój pot na mojej skórze
Mówię do ciebie tak cicho jak ptak o świcie słońce upuszcza w twoje oczy Mówię tak cicho jak łza rzeźbi zmarszczkę
Postanowiłam się zakochać. Nie, nie w mężczyźnie! I nie! Nie w kobiecie ;) Postanowiłam zakochać się w czymś nowym, wyjechałam więc do Krakowa odwiedzić smoka. Okazuje się, że w każdym mieście na przystankach rozdają to samo "Metro" a dusza błąka się na każdym skrzyżowaniu nie przejmując się lokalizacją. Odnalazłam się na ul. Karmelickiej, trafiłam na antykwariat gdzie kupiłam moją pierwszą kopertę do kolekcji pocztówek oraz dowiedziałam się, że istnieją jeszcze ludzie, którzy też je zbierają. Zobaczyłam stopke Królowej Jadwigi i pająka, całkiem sympatycznego bo metalowego, zdobił on szczyt jednej z kamienic. Oczywiście zakochałam się w Karmelickiej obłędnie, zupełnie jak w Szewskiej 7 chociaż to takie smutne miejsce (zabójstwo Pyjasa), ale teraz można tam kupić cudowne praliny (mogłabym nie wychodzić z tego czekoladowego edenu!). Już nie mówiąc o tym, że serce mało nie wyleciało mi ze stanika jak weszłam do podziemnego muzeum pod Sukiennicami. Najlepsze w jakim byłam (do tej pory). Poznałam też wreszcie Kazimierz (nigdy wcześniej mi się to nie udało) i stąpałam po sławetnej ulicy Kupa.
Jak zwykle na mojej [krakowskiej] drodze stawały same sympatyczne osoby, na czele z moimi kochanymi przyjaciółmi, bez których żadne miasto i żadna ulica nie byłaby do pokochania. Cieszyć się ich szczęściem i zobaczyć od dawna niewidziane mordki to największy sukces tego wypadu. Okazuje się, że Stara Miłość nigdy nie rdzewieje, ale czy miłość może mieć kiedykolwiek koniec? Myślę, że jeśli tak, to nigdy miłością nie była. Na szczęście świat posiada jej nieograniczona pokłady, w końcu to jego główny budulec :)
Zakochanie zawsze usprawnia działanie duszy, dlatego wróciłam do Wrocławia z mega powerem. Czuję, że mogę przenosić góry. Zacznę spokojniej, od zrobienia prania, wydaje mi się, że nie wypada przenosić gór w brudnych skarpetkach, trochę szacunku dla polodowcowych wspomnień ;)
To dla Białej: "niech się nie kończy, najpiękniejszy w życiu sen" :*
A w tej kamienicy na samej górze mieszka ten metalowy pajączek. Jednocześnie jest to jedyne zdjęcie z Krakowa, którego nie pożarł mi telefon (wydawało mu się, że jest smokiem a foty dziewicami, wczuł się chłop w klimat, no trudno).
Nie jem jajek, nie jem kiełbasy i nie emigruje do mamy. Za to dostałam od niej paczkę żywnościową co pozwala mi się obżerać na te święta. Zamiast święcić wiklinę oglądam Almodovara.
Znowu zostałam sama. Na własne życzenie. I nie mam z kim oglądać tego Almodovara, ale wiem, że tak jest lepiej niż coś udawać czy robić na siłę. Jest wiosna a ja bym chciała znaleźć się na chwilę za miastem w słoneczny dzień i poszukać z kimś fiołków na skarpie, zanurzyć się w ich zapachu i żadnego nie zerwać. Zastanawiam się co jest dobre a co złe i co się powinno. Po co? Włączę lepiej już ten film, tylko przyniosę sobie sernik...