"Należy do tych mężczyzn, co wszystko chcą robić sami.
Trzeba go kochać łącznie z półkami i szufladami.
Z tym co na szafkach, w szafkach i co spod szafek wystaje.
Nie ma rzeczy, co nigdy na nic się nie przydaje.
(...)
trzy piórka kurki wodnej znad jeziora Mamry,
kilka korków szampana uwięzłych w cemencie,
dwa szkiełka osmalone przy eksperymencie,
stos deszczułek i sztabek, kartoników i płytek,
z których był albo będzie przypuszczalny pożytek,
(...)
A gdyby - zapytałam - wyrzucić to czy owo?
Mężczyzna, którego kocham, spojrzał na mnie surowo"
"Wierszyk napisany na imieniny, gdzieś w latach 70-tych. Szanowny Solenizant nie wzdragał się go przyjąć. (Przyp. aut.)"
Oczywiście przeczytałam go wracając z pracy tramwajem, dalej latając. Czuję się coraz lepiej w tym lataniu, myślę nawet, że zaryzykuję i powiem, że je pokochałam. Słucham płyt, których do tej pory nie słuchałam, i budzę się przy muzyce, przy której do tej pory się nie budziłam. I w ogóle mi to nie przeszkadza! Ostatnio mało mi przeszkadza czy dokucza. Jakby mój mózg postanowił zostać globalnym dostawcą endorfin.
Jestem szczęśliwa ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz