poniedziałek, 16 lipca 2012

latanie cd., zaawansowany


Niewiarygodne (w moim przypadku) jak szybko latanie stało się dla mnie poważne. Stało się częścią życia. Latam teraz ze ściereczką i odkurzaczem, zbieram męskie kurze nagromadzone miesiącami, czasem ugotuje obiadek a nawet mogę przynieść piwo. Mogę, ale nie przynoszę. On przynosi. On - moje skrzydła, dzięki którym latam.

Patrząc wstecz obawiam się lekko skąd ja wezmę w takich warunkach tyle adrenaliny, żeby napędzić te moje 4 litery... Czy powiem sobie "nie", kiedy będzie trzeba? Przy każdej decyzji pojawiają się wątpliwości. Trzeba z czegoś zrezygnować, zawsze. No tak. Tylko... Czy naprawdę trudno jest zrezygnować z tabliczki czekolady na rzecz całej tony?

Warto ryzykować. Traci się więcej nie ryzykując. Teraz wiem, obawy odeszły. Adrenaliny i emocji dostarcza mi widok ukochanej, zaspanej twarzy każdego poranka. Tej samej ;) I to jest więcej niż miałam dotychczas. Wysłuchanie jak minął dzień jest dużo bardziej interesujące niż opowieści setek spotkanych ludzi. Wszystkie razem wzięte. Powstrzymanie PMS-owych hormonów (graniczące z cudem) przed rozpętaniem masakry nagle okazuję się możliwe (zasłużyłam chyba na nagrodę? :) ). Wracam z pracy do nie-pustości. Wszędzie jest ta nie-pustość. W szafie, na pralce, na stoliku (tu najbardziej). Dziwne uczucie. Przyzwyczajam się a jest to niezwykle miłe przyzwyczajanie.

Wcale jeszcze nie jestem mistrzem w takim lataniu. Staram się. Bardzo się staram, szczególnie zamknąć mordeczkę :D To mi przychodzi z największą trudnością. I powtarzam sobie: "Milczenie jest złotem, milczenie jest złotem..." Byłoby łatwiej jakbym lubiła złoto.

Czasem latam lepiej, czasem gorzej. Profesjonalistką to ja pewnie nigdy nie będę, za bardzo musi być po mojemu. Ja to już mam tak pod skórą... To nie stanie mi na drodze super-latania. Postanowiłam! Wyrażam głeboką nadzieję, że moje skrzydła zaakceptują brak profesjonalizmu. I żeby nie było! Wcale nie jestem ślepo zapatrzona w te moje skrzydła! O nie! Zakładam co rano soczewki i widzę te nieumyte okna, a jak! I jak ja się dziwię czasem tym moim skrzydłom... Jak ja się dziwię! To tu, to tam, to siam. Nie usiedzą na miejscu. W końcu skrzydła to są, nie posągi nieruchome. I robią rzeczy, które ja bym zupełnie inaczej zrobiła. I wtedy staram się zamknąć. Ale się dziwię miło przyzwyczajając. I dobrze mi. Błogo, bezpiecznie, wcale nie nudno.

Czy to będzie trwać wiecznie? Nie wiem. I wcale nie dlatego nie wiem, bo nie wierzę. Nie wiem bo ja nigdy nie wiedziałam co będzie. No bo kto wie? Po co się mam zastanawiać. Jestem pewna, tego że punkt 7:00 wtulę się w mężczyznę, który jest mój i ja jestem jego. Tylko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz