Oglądałam ostatnio "Trzech kumpli" (po przeczytaniu książki). Dokument o 1977r., morderstwie Pyjasa, Służbie Bezpieczeństwa i krakowskich studentach. Najbardziej urzekła mnie przyjaźń tych ludzi, wspólny cel, wspólny chleb. Ciarki mnie przechodzą gdy pomyślę jak musieli się czuć gdy dowiedzieli się, że jeden z nich jest zdrajcą. Pomyślałam sobie wtedy jak dobrze, że teraz za mną nikt nie chodzi, nikt nie sprawdza mojej korespondencji i nie grozi, nie zastrasza. Po dłuższym zastanowieniu jednak spadły mi te klapki z oczu. Czy coś się zmieniło po 89'? Owszem, nie na długo.
Wszyscy teraz debatujemy na temat ACTA, buntujemy się, wysyłamy maile, podpisujemy petycje. Napisałam do jednego z posłów: Proszę Pana, ja nie chcę żyć jak w 1977! Bez sensu. Ja już tak żyję. Przecież nieoficjalnie monitorowany jest mój i Twój każdy krok w Internecie. Każdy mail, każde słowo, każde zdjęcie. Każdy news służy do kontroli umysłów. Przesada? Teorie spiskowe? A czy najwyższe stanowiska w mediach nie są zajmowane przez byłych funkcjonariuszy SB? Czy Maleszka, który zdradził wszystkich, WSZYSTKICH swoich przyjaciół w/w historii nie pisał przez lata do GW? Ktoś mógłby się zapytać co w tym złego, mnie to nie dotyczy, co ja zwykły Kowalski mogę kogoś obchodzić. Obchodzisz. To Ty napędzasz gospodarkę, Ty zwiększasz PKB chorując na raka, Ty bierzesz kredyt podnosząc zyski banków, które dodają truciznę do Twojego jedzenia, żebyś jadł więcej, chorował więcej i żeby pieniędzy było więcej.
Mamy dziś Internet, TV, GPS. Mamy też wojska, wojny i śmierć. Ja nie interesuję się polityką. Budzę się rano i chciałabym zjeść jajko od szczęśliwej, nie zatruwanej kurki, pomidora ze zdrowych, naturalnych upraw. Robić to co lubię, przyjmować do hotelu gości i życzyć im miłego i udanego pobytu, medytować, słuchać muzyki i spacerować po parku. Marzy mi się taki świat bez pieniędzy. Gdzie nie ma wykorzystywanych ludzi, nie ma wojen, konfliktów, ropy i głodu. Nie ma kłamstw i oszukiwań. Tylko wzajemność i miłość. Zacytuję Lenonna:
"Imagine there's no countries
It isn't hard to do
Nothing to kill or die for
And no religion too
Imagine all the people
Living life in peace"
I taki kawałek mi dziś pasuje:)
wtorek, 24 stycznia 2012
sobota, 21 stycznia 2012
Szaleństwo w kuchni
Nie wiem jak Wam, ale mi nic tak nie poprawia humoru, nastroju i nie sprawia takiej przyjemności (no tu prawie nic:D) jak jedzenie i gotowanie! Dzisiaj sprzedam Wam przepis na
Pęczotto ;)
Składniki:
Na patelni bądź rondelku (ja mam tylko patelnie) roztapiamy łyżeczkę masła (resztę z łyżki zostawiamy na później) z dodatkiem oliwy, żeby się nie przypaliło.Jeśli chcemy dodać cebulę to teraz. Wrzucamy na gorące pęczak i przysmażamy go trochę, ma się przyrumienić. Uwaga! Nie przypalamy :) Dolewamy szklankę wody, lub mniej, tak żeby zakryć, wrzucamy pół kostki bulionowej, czosnek, szczyptę soli i przykrywamy, kiedy ryż już wypije sobie co mu nalaliśmy to dolewamy dalej około szklanki i tak w kółko aż się ugotuje. Wtedy wrzucamy fasolkę. I gwóźdź programu: MASŁO! To jest sekret;) Dodajemy resztę masła, pieprzymy (luuubię to słowo) i dosalamy do smaku. Jeśli mamy pod ręką to dolewamy do gotowania białe wino, ale żółty Redd's też się sprawdza w tej roli. Oczywiście można dodać wiele warzyw, ale ja uwielbiam w tej potrawie prostotę małej ilości składników. I fasolka jest taka zielona przy złocistym, maślanym pęczaku!
Na deser proponuje zmiksować banana z kefirem lub maślanką z dodatkiem cynamonu. Jak ktoś lubi bardzo słodkie to cukier waniliowy lub miód będą lepszym rozwiązaniem niż zwykły biały cukier.
Bon apetit !
Pęczotto ;)
Składniki:
- pęczak, około szklanki, zależy ile Was jest;) (ryż też jest ok;)
- mrożona fasolka zielona szparagowa
- masło, około łyżki
- Cebula malutka ale nie musi być, w sumie ja robię bez
- czosnek 2,3 ząbki
- sól, pieprz biały, pół kostki bulionowej (warzywnej!)
Na patelni bądź rondelku (ja mam tylko patelnie) roztapiamy łyżeczkę masła (resztę z łyżki zostawiamy na później) z dodatkiem oliwy, żeby się nie przypaliło.Jeśli chcemy dodać cebulę to teraz. Wrzucamy na gorące pęczak i przysmażamy go trochę, ma się przyrumienić. Uwaga! Nie przypalamy :) Dolewamy szklankę wody, lub mniej, tak żeby zakryć, wrzucamy pół kostki bulionowej, czosnek, szczyptę soli i przykrywamy, kiedy ryż już wypije sobie co mu nalaliśmy to dolewamy dalej około szklanki i tak w kółko aż się ugotuje. Wtedy wrzucamy fasolkę. I gwóźdź programu: MASŁO! To jest sekret;) Dodajemy resztę masła, pieprzymy (luuubię to słowo) i dosalamy do smaku. Jeśli mamy pod ręką to dolewamy do gotowania białe wino, ale żółty Redd's też się sprawdza w tej roli. Oczywiście można dodać wiele warzyw, ale ja uwielbiam w tej potrawie prostotę małej ilości składników. I fasolka jest taka zielona przy złocistym, maślanym pęczaku!
Na deser proponuje zmiksować banana z kefirem lub maślanką z dodatkiem cynamonu. Jak ktoś lubi bardzo słodkie to cukier waniliowy lub miód będą lepszym rozwiązaniem niż zwykły biały cukier.
Bon apetit !
niedziela, 15 stycznia 2012
the greatest love
Jestem trochę przerażona i jest mi też smutno. Muszę pogodzić się z nieakceptacją moich decyzji przez innych. To nie jest łatwe. Kiedy robisz coś czego społeczeństwo nie akceptuje bądź, a to jeszcze gorzej chyba, nie robisz tego co społeczeństwo od ciebie wymaga musisz staczać mini bitwy prawie każdego dnia. A to rodzi w tobie poczucie winy, że coś jest nie tak, że nie spełniasz wymagań. Nawet jeśli twoje decyzje są w pełni świadome, przemyślane, nawet lekko altruistyczne, pozbawione egoistycznych pobudek to nie dopasowując się do społeczeństwa zostajesz odrzucona(y). A takie zachowanie rani, bo przecież każdy ma prawo do życia takiego jakie chce mieć, ma wybór jak i co i gdzie będzie robił. Dlaczego więc patrzycie na kogoś kto idzie inną ściężką tak niedowierzająco? Gdy romawiam z kimś i mówię, że chcę żyć tak a nie inaczej, zawsze słyszę o tym, że nie powinnam, a raczej, że powinnam zrobić pewne rzeczy, z których świadomie chce zrezygnować. Mam powody, mam argumenty, na nic... Czuję się wtedy źle, tak jak dzisiaj, przyciągam złe myśli, nawet artykuł na jakimś portalu informacyjnym przekonuje, że moje decyzje prowadzą do przyśpieszonej neurodegeneracji. Sprawdzili to na owocówkach, które mają takie same geny jak homo spiens. Po takich rozmowach mam zawsze koszmary, a wg piramidy Maslowa potrzeby przynależności, szacunku i uznania są tak wysoko...
Wiem, że któregoś dnia w ogóle się tym nie będę przejmować, to kwestia pracy nad sobą, a ja pracuję. Ciężko. Ale zanim to nastąpi będzie mi smutno za każdym razem kiedy zobaczę to konkretne spojrzenie i zupełnie podświadomie, bo przecież dobrze wiem co robię, zareaguje tak jak teraz, pojawią się koszmary pokazujące jak źle się czuję z tym spojrzeniem.
A żeby z dnia na dzień było coraz lepiej - medytacja, medytacja, medytacja! I dużo zieloności!!! Bo to kolor nadzieji jest.
A to kawałek, który zawsze stawia mnie na nogi:
Wiem, że któregoś dnia w ogóle się tym nie będę przejmować, to kwestia pracy nad sobą, a ja pracuję. Ciężko. Ale zanim to nastąpi będzie mi smutno za każdym razem kiedy zobaczę to konkretne spojrzenie i zupełnie podświadomie, bo przecież dobrze wiem co robię, zareaguje tak jak teraz, pojawią się koszmary pokazujące jak źle się czuję z tym spojrzeniem.
A żeby z dnia na dzień było coraz lepiej - medytacja, medytacja, medytacja! I dużo zieloności!!! Bo to kolor nadzieji jest.
A to kawałek, który zawsze stawia mnie na nogi:
czwartek, 12 stycznia 2012
Zostań wege! Chociaż na 30 dni:)
Dlaczego miałbym się spowiadać z tego, że się godziwie odżywiam? Gdybym się opychał pieczonymi trupami zwierząt, to wtedy mielibyście podstawy do indagowania mnie, czemu tak postępuję.
George Bernard Shaw
Ten sam człowiek, którego wyżej zacytowałam (uwielbiam jego cytaty) powiedział też: "Nie ma bardziej szczerej miłości niż miłość do jedzenia.". Taki napis widniał nad klasą w mojej szkole, w której odbywały się zajęcia z technologii żywienia. Cytując to chce pokazać, że jedzenie wegetariańskie nie tylko może ale jest smaczne! Różnorodność roślinek pozwala nam na niesamowite eksperymenty w kuchni. Jestem początkującą wegetarianką, nie jem mięsa dopiero od kilku miesięcy. Nie było łatwo, bywało, że podkradałam plasterek szynki współlokatorom z lodówki, raz nawet poszłam do KFC po Twistera. Kiedyś po imprezie wracając do domu zjadłam hot-doga (w sumie parówka to i tak nie mięso...), ale nie było sojowych parówek na Orlenie (mina kobiety za ladą, kiedy w stanie nieważkości o to zapytałam - bezcenna), na innej imprezie, domówce u koleżanki nie byłam w stanie powybierać kurczaka z sałatki... Ale jestem tu i teraz, bez mięsa. Czuje się o wiele lepiej. Możesz się zapytać mięsożerco: ale jak? w jaki sposób? czym to się objawia? Już ci mówię;) Jestem mniej agresywna, łączy się to też z innymi aspektami mojego życia, ale również z dietą. Czuję przypływ większej, pozytywnej energii. Siłę i jednocześnie wewnętrzny spokój. Odkąd zostałam wegetarianką czuję, że moje życie jest lepsze. Fakt, wraz z ta decyzją podjęłam wiele innych, ustabilizowałam swoje życie w pewien sposób, przeprowadzka, zmiana pracy. W komentarzach "koleżanka" pytała się o moje pozytywne nastawienie, pozbycie się mięsa też mi w tym pomogło. Cały czas walczę ze starymi przyzwyczajeniami, dużo się uczę na temat odżywiania, na temat środowiska i energii. Pozbycie się mięsa z diety to nie tylko ważna decyzja w życiu, to też niezła zabawa;) Moja pierwsza zupa z soczewicy, łączenie warzyw, zatapianie się w lekturze składu pożywienia w sklepie. Dyskusje z ekspedientkami, a przede wszystkim eksperymenty! Dzięki wege zauważyłam, że w drogerii Rossman można kupić ekologiczne jedzenie, poznałam nowe knajpki we Wrocławiu (np. Złe Mięso) dowiedziałam się, że szpinak z suszonymi pomidorami jest prawie jak orgazm, a miód + cukinia to niesamowite połączenie. Pełnoziarniste makarony są dużo smaczniejsze niż białe, to nic, że droższe bo najadasz się nimi bardziej;)
Zrezygnowałam z ryb, ale nie potrafię jeszcze bez nich żyć. Życie bez sushi, krewetek czy surimi to wyzwanie, które odkładam na bok na razie, tylko ograniczając spożycie (mięso też odkładałam, rezygnowałam począwszy od czerwonego po kurczaka). Pewnie nie mogę się do końca nazwać wegetarianką, ale jak zwał tak zwał. No more mięso i już;)
Zapraszam do spróbowania! Rzuć sobie wyzwanie;) Zostań wege na 30 dni i włącz się do akcji!
poniedziałek, 2 stycznia 2012
dlaczego nie?
To ja jeszcze raz, ale ostatni wspomnę o świętach. Pisałam, że to czas nadziei. O czymś jednak zapomniałam. Zapomniałam o Nowym Roku! Bo czy jest inny dzień, w którym bardziej jesteśmy przepełnieni nadzieją? Liczymy, że teraz mąż przestanie pić, kasy będzie więcej, praca lepsza, facet przestanie oglądać mecze, a dziewczyna zacznie... Lub w ogóle, żeby ktoś był. Przecież mamy Nowy Rok! I możemy zrobić z nim co chcemy... Sale fitness, baseny, siłownie w styczniu są przepełnione, najwięcej ludzi wtedy zaczyna terapie oraz najwięcej wniosków o rozwód trafia do sądu. Chcemy zmienić swoje życie na lepsze. I dobrze, to jest bodziec do zmian. Ale czy to też nie znaczy, że jesteśmy wiecznie niezadowoleni? Przecież statystyki mówią, że z roku na rok jesteśmy szczęśliwsi (jak już wspominałam). A czy krokiem do szczęścia nie jest akceptowanie... ?
Przeczytałam cudowny wywiad Dariusza Zborka z Panią Agnieszką Gawlikowską - Świerczyńską w świątecznych Wysokich Obcasach. Dawno nie dostałam takiej dawki pozytywnego myślenia! Pani Agnieszka była więźniarką w Ravensbruck od 1941roku. Teraz ma, jak sama mówi, dopiero 90 lat. Jest lekarzem, założyła rodzinę. Cieszy się każdym dniem i lubi swoje życie. W wywiadzie daje czytelnikowi gotową receptę na przetrwanie: "W każdej sytuacji znaleźć swoje miejsce, odkryć, że to, co nas spotyka, nie jest złe". Najchętniej zacytowałabym cały artykuł, jest świetny, ale namawiam do przeczytania tej cudownej historii.
Wywiady Dariusza Zborka można znaleźć w książce "Zycie. Przewodnik Praktyczny". Sprawię ją sobie, jeśli uda mi się zrealizować te plany, które mam na styczeń. O tak, od wielu lat, co rok, robię Listę Postanowień na Nowy Rok. I, uwaga!, w ciągu roku odhaczam zaliczone punkty. W 2011 jednak tego nie zrobiłam... Nie wiem dlaczego. Teraz widać skutki :D Na mojej tegorocznej liście znalazły się standardowe punkty jak 9. Nauczyć się niemieckiego oraz coś zupełnie szalonego jak 7. Polecieć Last minute (gdzieś). Mam zamiar je wszystkie zrealizować!
Jestem pełna nadziei na 2012 rok. Zgodnie z moim życiowym mottem "Spraw, aby każdy dzień stał się najpiękniejszym dniem Twojego życia" oraz przekazem Pani Agnieszki, pomyślałam sobie, dlaczego nie? Dlaczego ten dzień nie miałby być najpiękniejszym Nowym Rokiem jaki przeżyłam? Przecież po północy byłam wśród najbliższych, spędziłam dzień w pracy, którą uwielbiam, a przed wyjściem zrobiłam herbatę na kaca współlokatorom. A po pracy Redd's cranberry! Trzeba czegoś więcej do szczęścia? Mi nie;)
A idąc dalej tym tropem... Dlaczego nie sprawić, żeby 2012 rok był najpiękniejszym rokiem w moim życiu?
Nie widzę przeszkód!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)